Trochę czasu to potrwało, ale myślę, że było warto cierpliwie poczekać.
Nadszedł finał mojej „przygody” z @Matką K. (dla niezorientowanych: ów nieszczęsny „czołowy bloger” kiedyś postanowił był zemścić się na mnie za brak uwielbienia dla jego przymiotów i wyłudził moje dane osobowe, którymi później wytarł wszystkie kąty Internetu, włącznie z najbardziej cuchnącymi zakamarami. Garść szczegółów w treści uzasadnienia decyzji.).
Zainteresowani mogą się zapoznać z decyzją administracyjną GIODO i – ewentualnie – skorzystać z dostępnych procedur we własnych sprawach, dotyczących nieuprawnionego opublikowania danych osobowych. Jakby co, chętnie pomogę.
Na początku zamieściłam pierwotną decyzję (tzn. pierwszą stronę pisma ją zawierającego, bo uzasadnienie powtórzone jest w decyzji ostatecznej). Od niej @Matka K. (w osobie własnej żony, właścicielki - jak się okazało - domeny i administratorki „niereglamentowanego” portalu: @Matka K. to tam tylko jeden z publikujących userów o przypadkowej zbieżności nazwisk. A może „romski macho”? No, nie wiem…) się odwołał, kręcąc, matacząc i argumentując we właściwy sobie sposób. GIODO jednak nie znalazło w sobie dosyć zrozumienia, by @Matce K. pójść na rękę i decyzję podtrzymało.
Tutaj link do zapowiadanych treści - z ostrożności i przyzwoitości usunęłam nazwiska i adresy.
Ciekawe, czy @Matka K. zastosuje się do nakazu GIODO? I co będzie, jeśli tego nie uczyni?